Forum www.piekneistoty.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fragment książki " W labiryncie ulubionych miejsc"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.piekneistoty.fora.pl Strona Główna -> Książki / Ebooki, Fragmenty Książek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lyonne
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KrK.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:58, 13 Sie 2010    Temat postu: Fragment książki " W labiryncie ulubionych miejsc"

Taśma.
W zeszłym tygodniu znalazłem twój list. Nie wiedziałem ,że jakiś się jeszcze zachował.
Myślałem, że wszystkie zniszczyłem. Ale ten musiałem chyba przeoczyć. Znalazłem go wśród deklaracji podatkowych sprzed ponad siedmiu lat, a więc takich do wyrzucenia. Nie zamierzałem go czytać. Gdy tylko zobaczyłem ,że jest napisany twoim charakterem pisma, ogarnął mnie wstręt. Wrzuciłem go do kosza na śmieci. Ale potem wyjąłem i przeczytałem. Kilka razy skarżysz się w nim ,że nigdy o niczym Ci nie mówiłem.”Już jako mały chłopiec prawie nic mi nie mówiłeś”. Tak napisałaś.
„Prawie”? Gdybyś tylko wiedziała. Znałaś jedynie ćwierć prawdy. Przeczytawszy list ,zdałem sobie sprawę, że teraz mogę Ci o pewnych rzeczach opowiedzieć. Że muszę. Że dobrze będzie wreszcie się wyspowiadać. Że niektórych tajemnic strzegłem o wiele za długo.
Cóż, ostatecznie nie możesz już temu zaradzić.
Odkąd znalazłem ten list ,często siaduję w ciszy i spokoju ,wspominam i robię notatki. Czuję, że mógłbym ułożyć je w spójną opowieść. Pozwól zatem ,że zacznę.
Muszę Ci najpierw powiedzieć, że bardzo wcześnie nauczyłem się kłamać.
Być może kłamałem już przedtem , ale pierwsze kłamstwo ,które dobrze pamiętam dotyczyło chodzenia na molo. Bo chodziłem na molo, i to nieraz, chociaż mówiłem Ci ,że nie chodzę. Chodziłem tam często. Odkładałem pieniądze albo znajdowałem je w rynsztoku .Idąc ,zawsze zerkałem na rynsztok, tak na wszelki wypadek. Zdarzało się, że nie mając innego wyjścia ,po prostu kradłem; z czyjejś kieszeni ,z portfela, z torebki –pieniądze były dosłownie wszędzie, Wciąż się tego wstydzę. Niewiele jest rzeczy podlejszych niż kradzież. Ale widzisz ,ja musiałam tam chodzić , musiałem oglądać egzekucję .Nie mogłem bez tego wytrzymać. Szedłem , oglądałem i zaspokajało mnie to na kilka dni, ale potem wszystko powracało jak uporczywe swędzenie.
Pamiętasz ten automat ,prawda? Wrzucało się monetę, moneta wpadała do środka , uderzała w ukrytą klapkę i zaczynał się film. Najpierw zapalało się światło. Zaraz potem do komory egzekucyjnej wchodziły trzy osoby: ksiądz w komży z modlitewnikiem, kat i skazaniec. Wchodziły i zatrzymały się. Ksiądz podnosił modlitewnik, kiwał głową a wtedy z góry spadała pętla i do skazańca podchodził kat. Zakładał mu ją na szyję i w podłodze otwierała się klapa. Skazaniec spadał w dół ,zawisał na sznurze, wisiał tak przez kilka sekund, a potem gasło światło i było po wszystkim.
Nie wiem, ile razy to oglądałem, ale gdybym wiedział, na pewno bym Ci powiedział, bo nie chcę już nic przed tobą ukrywać.
Przestałem tam chodzić dopiero wtedy gdy zabrali automat .Pewnego dnia poszedłem na molo i po prostu go tam nie było. Chcę Ci wytłumaczyć ,jak się wtedy czułem. Czy byłem zły? Tak, na pewno. Ale byłem też rozpaczliwie sfrustrowany i ta kipiąca frustracja długo nie dawała mi spokoju .Nie wiedziałem ,jak się jej pozbyć. Sposób znalazłem dopiero wiele lat później.
Uważasz, że to dziwne, że nigdy nie przekładałem wagi do pieniędzy ,że nigdy nie wydawałem więcej niż to naprawdę konieczne? Zarabiam całkiem nieźle, ale mało mnie to interesuje. Zresztą sporą część zarobków po prostu rozdaję. Być może od samego początku wiedziałaś ,że kłamię ,że chodzę na to molo , bo pamiętam jak kiedyś powiedziałaś „ Ja wszystko wiem”. Paskudnie się wtedy poczułem. Chciałem mieć jakąś tajemnicę, chciałem mieć coś , co byłoby tylko moje, a nie moje i twoje.
Ale teraz lubię z tobą rozmawiać .Chcę żebyś mnie wysłuchała i jeśli mam jeszcze jakieś tajemnice – a mam-pragnę się nimi podzielić, z tobą i tylko z tobą. Bo teraz mogę wybierać i przebierać w tym , co Ci powiedzieć i kiedy. Bo teraz to ja decyduję.

P.S. oto pierwszy rozdział..Podoba się ???


Ostatnio zmieniony przez Lyonne dnia Pią 18:01, 13 Sie 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mystery
Uwięziona w kartkach



Dołączył: 30 Cze 2010
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: New York
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:16, 14 Sie 2010    Temat postu:

Super! Zabierma się za czytanie. Razz No, ale to jak przyjaciółka wyjdzie. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lyonne
Administrator



Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KrK.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:29, 14 Sie 2010    Temat postu:

1
Grudzień. Czwartkowy poranek. Szósta trzydzieści. Jeszcze ciemno. I mglisto. Jesień też taka była, łagodna, wilgotna i ponura.
Angela Randall nie bała się ciemności, ale ponieważ wracała do domu po ciężkiej, nocnej zmianie ,ta ektoplazmatyczna, oblepiająca wszystko mgła bardzo ją denerwowała. Niektórzy mieszkańcy śródmieścia już wstali, lecz błyszczące w ich oknach światła były odległe i rozmazane niczym jarzące się węgielki, które ani nie oświetlają, ani nie pokrzepią.
Jechała powoli. Najbardziej bała się rowerzystów, bo często wyłaniali się nagle z ciemności i mgły bez odblaskowych pasków na ubraniu a nawet bez światełka na tylnym błotniku. Prowadziła dobrze , lecz niezbyt pewnie. Nie , nie obawiała się ,że wpadnie na inny samochód ,ale nigdy nie opuszczał jej strach, że przejedzie jakiegoś przechodnia czy rowerzystę.
Nauka jazdy kosztowała ją wiele nerwów; cud, że w ogóle usiadła za kierownicą. Czasami myślała ,że była to najodważniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiła. Dobrze wiedziała ,jak wielki wstrząs i ból i smutek wywołuje wśród bliskich śmierć kogoś, kto zginął w wypadku drogowym. Wciąż słyszała to pukanie do drzwi, wciąż widziała zarys policyjnych kasków za matową szybą.
Miała wtedy piętnaście lat. Teraz była pięćdziesięcioletnią kobietą. Prawie nie pamiętała matki żywej , zdrowej i szczęśliwej: te obrazy ginęły pod innymi, pod obrazami jej ukochanej twarzy , posiniaczonej i pozszywanej , pod obrazem jej drobnego ciała pod prześcieradłem w zimnym , błękitno białym świetle kostnicy. Ciało Elsy Randall mogła zidentyfikować tylko ona, Angela ,jej córka. Były nierozłączne, były dla siebie wszystkim. Ojciec zmarł , kiedy miała niespełna rok. Nie miała jego zdjęć. Nie miała żadnych wspomnień.
W wieku piętnastu lat została zupełnie sama, co niemal ją załamało , lecz z biegiem czasu nauczyła się jakoś żyć .Nie miała ani rodziców , ani rodzeństwa , ani ciotek , ani kuzynów. Liczna rodzina była czymś ,czego nie umiała sobie wyobrazić.
Jeszcze nie tak dawno jeszcze przed dwoma laty , uważała ,że nie tylko świetnie sobie radzi ale i że nigdy nie zechce tego wszystkiego zmienić .Że stan w jakim żyje , jest stanem naturalnym. Miała kilkoro przyjaciół , lubiła swoją pracę , ukończyła specjalistyczny kurs na Otwartym Uniwersytecie i właśnie robiła drugi. Ale nade wszystko błogosławiła dzień – ten przed dwunastu laty – kiedy to odłożywszy trochę pieniędzy , postanowiła sprzedać mieszkanie , wyprowadzić się z Bevham i kupić sobie mały domek trzydzieści kilometrów od Lafferton .
Lafferton odpowiadało jej pod każdym względem. Małe-lecz nie za małe – z szerokimi , wysadzanymi drzewami alejami , pięknymi wiktoriańskimi szeregowcami i wspaniałymi gregoriańskimi rezydencjami w okolicach katedry , miało wiele luksusowych sklepów i miłych kawiarenek. Sama katedra też była wspaniała; Angela chodziła tam na mszę , przynajmniej raz na jakiś czas .Jej matka powiedziałaby z tym swoim zabawnym , wymuszonym uśmieszkiem , że w Lafferton „ mieszkają ludzie z klasą ”.
Angela czuła się tu dobrze , na swoim miejscu, jak w domu. Bezpiecznie. Gdy się zakochała była początkowo bardzo skonsternowana-jak każdy, kogo porywa to silne , wszechogarniające uczucie – ale szybko doszła do wniosku ,że przeprowadzka do Laffterton musiała być częścią jakiegoś planu , a miłość jego kulminacją. Kochała zachłannie i z oddaniem ,które zdominowało jej życie. Wkrótce stało się jasne ,że ta miłość zdominuje i życie jej wybranka.
Tak , gdy tylko ten wybranek dowie się o jej uczuciu. Gdy tylko będzie gotowa je wyjaśnić. Gdy tylko nadejdzie odpowiednia chwila.
Przedtem jej życie było chyba trochę puste. Na pograniczu podświadomości szczerzył do niej zęby strach przed chorobami , przed starczym niedołęstwem. Przeżyła wstrząs ,zdawszy sobie sprawę ,że osiągnęła wiek ,jakiego jej matce nie dane było dożyć. Uważała, że nie ma do tego prawa.
Ale od tamtego kwietniowego spotkania pustka ustąpiła miejsca intensywnej i namiętnej pewności ,przeświadczeniu, że tak musi być, że to przeznaczenie. Już nie myślała o samotności , starości i chorobach. Została uratowana. Ostatecznie pięćdziesiąt trzy lata to nie to samo co sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt trzy: była w kwiecie wieku. Kończąc pięćdziesiąt lat , jej matka wkroczyła w wiek starczy. Teraz wszyscy cieszyli się młodością o wiele dłużej.
Gdy wyjechała poza bezpieczne mury śródmieścia , samochód oblepiła ciemność i mgła. Skręciła w ulicę Sądu Ostatecznego – dziwna to nazwa, lecz cóż – a zaraz potem w lewo ,w Devonshire Drive . W oknach kilku dużych , wolno stojących domów paliło się światło , lecz prawie nie widać go było we mgle. Zwolniła do trzydziestu , potem do dwudziestu pięciu kilometrów na godzinę.
W taką pogodę nie było widać ,że jest to jedna z najbardziej atrakcyjnych i najdroższych dzielnic Lafferton. Miała dużo szczęścia, że udało jej się znaleźć mały domek przy Barn Close – jeden z ledwie pięciu na ulicy – w cenie, na jaką było ją stać. Stał pusty od ponad roku ,od śmierci dwojga staruszków , którzy mieszkali w nim przez ponad sześćdziesiąt lat. W tamtych czasach nie było tu jeszcze ulicy , a przy Devonshire Drive stało zaledwie kilka dużych domów.
Tak więc domek był stary, trochę zapuszczony i pozbawiony wygód , ale gdy tylko przekroczyła próg – wraz z agentką handlu nieruchomościami- od razu stwierdziła ,że chce tu zamieszkać.
- Boję się ,że wymaga solidnego remontu…
Ale nie miało to żadnego znaczenia, bo dom natychmiast objął ją i ujął.
- Ci , którzy tu mieszkali, byli szczęśliwi – odparła Angela
Agentka posłała jej dziwne spojrzenie.
- Chce go kupić.
Weszła do chłodnej, seledynowo –żółtej kuchni z beżową kuchenką gazową , polakierowanymi na brązowo szafkami i z oknem , z którego roztaczał się widok na łąkę za żywopłotem i na wznoszące się za łąką Wzgórze. Na Wzgórzu słońce ścigało się z chmurami , drocząc się z nimi jak z dziećmi , tak ,że zbocza były to jasnozielone , to zupełnie ciemne.
Po raz pierwszy od wielu, wielu lat, od chwili , gdy policjanci zapukali do ich drzwi , Angelę Randall ogarnęło uczucie , które po chwili namysłu nazwała szczęściem.
Ze zmęczenia , wywołanego ciągłym wpatrywaniem się we mgłę, rozbolały ją oczy. To była ciężka noc. Starcy bywali czasem cisi i spokojni ,a wówczas wzywano ich bardzo rzadko albo wcale. Co dwie godziny robili tylko obchód ,sortowali bieliznę i wykonywali inne rutynowe prace , których nie dokończyli ci z dziennej zmiany. Nocami takimi jak te mogła zamknąć się w pokoju dla personelu i uczyć się do dyplomu . Ale tej nocy ani razu nie otworzyła książki. Pięciu podopiecznych , łącznie z tymi najsłabszymi i najbardziej chorowitymi , dopadł jakiś wirus i o drugiej nad ranem musieli wezwać doktor Deerbon ,którą jedna ze staruszek wysłała do szpitala. Panu Gantleyowi zmieniono lekarstwo i po tym nowym miał potworne koszmary , koszmary tak przerażające ,że krzyczał przez sen , budząc i strasząc sąsiadów. Pani Parkinson znowu zaczęła lunatykować i zanim się spostrzegli - jak na złość byli zajęci tymi z wirusem – zdołała dotrzeć do frontowych drzwi , otworzyć zasuwę i wyjść na dwór. Demencja nie należy do rzeczy pięknych. Można najwyżej umieścić chorych w bezpiecznej izolacji , w czystym , jasnym otoczeniu , zapewnić im porządne jedzenie i przyjazną obsługę , to wszystko. Często zastanawiała się , jak dawałaby sobie radę, gdyby to jej matka cierpiała na chorobę odbierającą człowiekowi jego własne „ ja” – osobowość , pamięć , ducha , godność , zdolność rozumienia innych – pozbawiająca go tego , co sprawia ,że warto żyć , co to życie wzbogaca.
- Przyjmiesz mnie, prawda? – spytała kiedyś żartem Carol Ashton , kierowniczkę Domu na Rozdrożu. –Jeśli stanę się taka jak oni , przywieziesz mnie tu i przyjmiesz , tak ?
Zbyły to śmiechem i zaczęły rozmawiać o czymś innym , jednak pytanie to zabrzmiało jak pytanie dziecka szukającego otuchy i schronienia. Ale teraz nie musiała się już tym martwić. Bez względu na stan zdrowia nie zestarzeje się w samotności. Była tego pewna.
Na końcu Devonshire Drive mgła trochę przerzedziła i zamiast gęstych kłębów , samochód oplatały teraz zwiewne pasemka i welony . Pojawiły się w niej również mroczne luki , a w lukach tych widać było domy i pomarańczowo złote światła ulicznych latarni. Skręciwszy w Barn Close , Angela dostrzegła swoją pomalowaną na biało furtkę na końcu ulicy. Westchnęła , długo i głośno , czując jak rozluźniają jej się mięśnie karku i szyi. Miała wilgotne dłonie. Ale była już w domu. Czekało ją łóżko , długi sen i cztery dni wolnego.
Lepiąca się do skóry mgła smakowała jak mokra pajęczyna , lecz od strony Wzgórza wiał lekki wiatr. Może zanim wstanie świt , wiatr rozwieje te gęste tumany i będzie mogła spokojnie biegać. Była zmęczona bardziej niż zwykle – ciężka noc , nieprzyjemna przejażdżka samochodem- ale nie przyszło jej nawet do głowy ,żeby zmienić porządek dnia. Angela Randall była starszą kobietą o ustalonych nawykach. Tylko to jedno niedawne wydarzenie naruszyło bezpieczny kokon , jaki wokół siebie zbudowała grożąc nieładem a nawet całkowitym chaosem , lecz ów potencjalny chaos był czymś naprawdę miłym , a nawet słodkim i ku swemu zaskoczeniu stwierdziła, że chętnie by mu uległa.
Tymczasem jednak ściśle przestrzegała planu dnia, poza tym zauważyła, że ilekroć odpuszczała sobie poranna przebieżkę , podczas kolejnej była mniej gibka i oddychała z większym trudem. Lekarz powiedział jej , że powinna uprawiać jakiś sport , a ona bezgranicznie mu ufała. Gdyby kazał jej wisieć przez tydzień z głową w dół na gałęzi drzewa , na pewno by go posłuchała. Ale ponieważ żaden konkretny sport nie przypadł jej do gustu , zaczęła biegać, najpierw spacerować , a potem truchtać , stale zwiększając prędkość i wydłużając trasę do prawie pięciu kilometrów dziennie.
- W życiu najważniejsza jest równowaga – odparł, gdy oznajmiła, że zapisała się na kolejny kurs na Otwartym Uniwersytecie.-Trzeba dbać zarówno o duszę, jak i o ciało. To rada stara jak świat ,ale wciąż aktualna i wartościowa.
Weszła do swego zadbanego , czyściutkiego domku. Dywany –miała do nich słabość i długo na nie oszczędzała – były grube i leżały tuż obok siebie. Gdy zamknęła drzwi , w domu zapadła cisza , którą tak uwielbiała , miękka , głęboka , wytłumiona i dodająca otuchy.
Wszystko tu do siebie pasowało. Ten dom był w pewnym sensie jej życiem i – przynajmniej do niedawna – znaczył dla niej więcej niż jakakolwiek rodzina , jakikolwiek człowiek czy ulubione zwierzątko.
Tego ranka podziałał na nią równie pokrzepiająco i uspokajająco jak poprzedniego wieczoru. Nikt tu nigdy nic nie przedstawiał , gdyż poza nią nikt tu nie mieszkał. Polegała na tym domu , ale on nigdy jej nie zawiódł.
W ciągu następnej godziny zjadła banana , którego skroiła do miseczki z musli , i wypiła filiżankę herbaty. Jajko na grzance z plasterkiem chudego boczku ,pomidory i druga filiżanka herbaty musiały jeszcze poczekać : najpierw przebieżka , potem solidne śniadanie. Wyjęła patelnię , chleb i masło , dolała wody do dzbanka i wymyła filiżankę. Wszystko było przygotowane na później. Wróci , weźmie prysznic i zje.
Wysłuchała dziennika radiowego , przeczytała pierwszą stronę gazety , którą właśnie przywiózł roznosiciel , poszła na górę do swojej błękitnej sypia lenki , zdjęła fartuch , wrzuciła go do kosza na brudną bieliznę , po czym włożyła świeżo uprasowany biały podkoszulek , jasnoszare szorty , białe skarpetki i buty do biegania. Włosy zaczesała , ściągnęła do tyłu i przepasała białą , elastyczną przepaską. Do kieszeni włożyła trzy zawinięte w papierek cukierki z glukozą , na szyi , pod górą od dresów , powiesiła sobie zapasowy klucz do drzwi i wyszła na dwór.
W domach wciąż przybywało rozświetlonych okien a nad Wzgórzem wstawał blady , rozmyty , ponury świt. Mgła wciąż nie ustępowała. Kłębiła się między drzewami i krzewami na zboczach , wiła się tam pasmami , to rzednąc , to ponownie gęstniejąc.
Ale zasłon nikt jeszcze nie rozsuwał. Nikt nie wyglądał przez okno , żeby sprawdzić co się dzieje , kto już wstał. Taki był to już poranek . Na rogu Barn Close , kilka metrów od domu , na początku Ścieszki prowadzącej przez łąkę , Angela puściła się truchtem przed siebie. Kilka minut później równym , miarowym krokiem wybiegła na rozległe , zielone pastwisko , przez nikogo niezauważona skręciła w kierunku Wzgórza i po chwili zniknęła w tumanie gęstej , lepkiej , tłumiącej hałas mgły.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.piekneistoty.fora.pl Strona Główna -> Książki / Ebooki, Fragmenty Książek Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin